30 stycznia 2012

Szydełkowy kocyk

7 miesięcy zajęło mi zrobienie tego kocyka. Miał być na późno letnie spacery dla malucha ;) Będzie na wiosenne.
Sam kocyk wyszydełkowałam w zasadzie już w wakacje, ale nie mogłam się zabrać za schowanie nitek i wykończenie obrębienia.
To moja pierwsza robótka na szydełku. Wczoraj robiąc wykończenie nie znalazłam sensownego (czyt. zrozumiałego dla mnie ;) schematu, więc pokombinowałam sama i chyba nawet nieźle wyszło.
Trochę mało chłopięcy i pewnie znów wszyscy będą komentować jaką ładną mam córeczkę ;)


28 stycznia 2012

Dla małej mamy ;)

Chyba jeszcze nie było?

Ręcznie robione guziki

Oglądałam je na zagranicznych blogach, oczu nie mogłam oderwać, marzyłam. Aż w końcu, dzięki craftoholic.mom, mogę poszaleć :)
Tu kilka pierwszych zestawów oraz guzikowa zakładka do książek :)

Bomba... witaminowa

Kiedy potrzebuję energii, serwuję sobie koktajl pietruszkowy.

1/2 pęczka pietruszki (najlepiej samych listków)
1/2 cytryny, obranej, pokrojonej na cząstki
0,5 l wody
miód/syrop z agawy

Miksujemy pietruszkę i cytrynę z 1/2 szklanki wody. Dodajemy miód/syrop z agawy i resztę wody. Mieszamy. Pijemy na zdrowie ;)

Z podanych proporcji wychodzi ok 3 szklanek napoju. Jako, że dla reszty moich domowników pietruszka nie jest "strawialna", zmniejszam proporcje (1/4 pęczka pietruszki, 1/4 cytryny i szklanka wody - wychodzi ok 1,5 szklanki napoju).


26 stycznia 2012

Ufff


Narobiło mi się zaległości. Aż nie wiem od czego zacząć.
Miałam w planach zmiany na blogu, ale na razie z braku czasu pozostaję przy dotychczasowej formule.
Pierwszego grudnia wróciłam do pracy. W sumie tylko na pół etatu, ale i tak doba skurczyła się niemiłosiernie, czasu brakuje na wszystko. Ale za to chłopaki ładują mamie akumulatory, bo dzieci mam cudowne :)

Ponieważ za moimi plecami pyrka sobie przyjemnie ulubiona zupa mojego starszaka, czyli "chrupnik", to może dziś nieco kulinarnych zaległości nadrobię.

Zima u nas nie odpuszcza i od rana pięknie sypie śnieżek - górale ręce zacierają, bo od jutra ferie. A u mnie na blogu złota polska jesień ;)
Tej jesieni zagościła u mnie po raz drugi w życiu dynia. Pierwsze podejście skończyło się ususzeniem pestek i kilkoma słoiczkami marynowanej dyni, która niestety ze względu na zbyt dużą zawartość octu, okazała się niezjadliwa. Tym razem jednak podeszłam do sprawy poważnie i poczytałam co z czym i jak w ogóle ta "panią" ugryźć ;)


Pestki znów poszły do suszenia, natomiast miąższ w całości upiekłam. Część pokrojoną w kostkę, bez żadnych przypraw i wrzuciłam do zamrażarki. Tymuś uwielbia dynię pod każda postacią - jako dodatek do zupy, z kaszką jaglaną, z utartym jabłuszkiem, żurawiną i suszoną śliwką czy po prostu pomieszaną z ziemniaczkami albo marchewką:)
Reszta posłużyła jako baza past i "sosu" do makaronu.


W największej miseczce - dynia upieczona z oliwą i czosnkiem. Zmiksowana.
W drugiej miseczce dodane pieczone pomidory i doprawione czubrycą. Pycha. W wersji "do makaronu" posypałam ją pestkami słonecznika no i obowiązkowo dyniowymi :)
Równie dobrze smakuje zmiksowana z suszonymi morelami (miseczka nr 3).

W przyszłym roku eksperymentów ciąg dalszy, bo na prawdę warto zaprzyjaźnić się z dynią :)

20 stycznia 2012